Indeks   Dzisiaj   K.materialna   Hafty   Kuchnia   K.duchowa   Bajki   Rok obrzędowy   Rok w przysłowiach   WWW
 
KASZUBSKIE   BAJKI
 
O pochodzeniu Gryfa       O królu co się nudził       Purtk i Smętk
 

Przed wielu laty żył król imieniem Niemnir, który miał wszystkiego pod dostatkiem, aż za dużo. I to mu obrzydło do tego stopnia, że życie mu się sprzykrzyło.

Wtedy jeden z doradców poradził, żeby się zajął rządzeniem krajem. Z poczatku bardzo to króla zajęło i miał co robić, bo w kraju panował nieład, swary i bieda. Rychło pousuwał złych urzędników, a na ich miejsce wyznaczył dobrych ludzi, wydał rozsądne rozporzadzenia i ustanowił sprawiedliwe sądy. Znalazł przy tym bardzo mądrego i uczciwego doradcę - ministra, który wszelkie sprawy obmyśleć i zarządzić potrafił, tak że król tylko nakazy podpisywać potrzebował i przynależne królowi czołobitności odbierał.

Ale właśnie ta czołobitność sprzykrzyła się królowi.

- Kiedy patrzę na innych ludzi - rzekł do swego doradcy - wtedy nie widzę żadnej różnicy między mną a nimi. Tak jak inni żem się narodził, na czworakach chodził, tak jak innym dokuczają mi choroby, jak i inni muszę raz umrzeć i w robaczywej ziemi zakopany będę.

To po co ta czołobitność i te głupkowate pochlebstwa, jakie mi, jakby jakiemu bożkowi, niejedni durnie prawią? Czemu ja jestem królem? Toć nie dlatego, żebym był nad innych mądrzejszy, tylko że jestem potomkiem królewskim. Ty jesteś starszy i mądrzejszy ode mnie, tylko że tej władzy tobie nie przyznawają i na mój podpis czekają. Tak mój urząd ogranicza się do podpisywania mego imienia, a to każde dziecko potrafi, które do szkoły chodzi...

- Waszej jasnej mości - wtrącił inny doradca, Zbójski, co słyszał w sąsiednim pokoju te narzekania - potrzebny jest czyn. A tego trzeba szukać na wojnie.

Król Niemnir miał różnych sąsiadów, a z tych jeden był bardzo niespokojny i zaborczy. Pobił już inne kraje i sposobił sie do napaści na kraj Niemnira. Rozpoczął też zaczepki wojenne, ale wtedy król Niemnir wyruszył przeciw niemu i tak go zbił, że awanturnik prawie całe wojsko i połowę kraju stracił i wojny mu się odechciało. A z innymi krajami Niemnir nie miał o co wojować, bo po tej wygranej nikt nie miał odwagi ani ochoty z nim zaczynać.

- Po co ja jeszcze mam wojować?
- Dla sławy - odpowiedział Zbójski.
- Dziwna to sława - odparł król Niemnir. - Zabijać i kazać zabijać się ludziom, co do tego żadnego powodu nie mają. Morderstwa, rabunki, zniszczenie i nędzę wywoływać! Podobnej sławy nabyć może złoczyńca, zbój, co też wysoko, bo na szubienicy zawiśnie. To nie sława, jeno hańba. To już lepiej, żebym ja sam zginął, zamiast na innych śmierć i nieszczęście sprowadzać!

I tak król znów się nudził i zamyślał ze świata sie wynieść. W takich zamysłach zaszedł raz do lasu i stanął nad głęboką przepaścią, pod którą się bielił źródlany staw. Zastanawiał się nad tym, czy by nie skoczyć i tak pozbyć się nudów, które mu dojadły.

W tej chwili wyskoczyła ze stawu urodziwa dziwożona Rajka i zapytała króla, co go tu sprowadziło i dlaczego zwątpienie go ogarnia. Niemnir opowiedział jej, że wszystko mu na świecie obrzydło i żadnego miru juz nie ma.

Rajka mu rzekła:
- Ty nie jesteś bardzo mądrym, ale uczciwym i statecznym królem, co krzywdy ludzkiej nie chce tylko ich dobra. Szkoda by było, żebyś miał taka wzgardliwą śmiercią zginąć. Dam ci inną radę. Widzisz tam na brzegu stawu twoją łódkę, którą żeś z dworzanami na rozrywki jeździł? Sadnij na nią, a jeżeli zechcesz, weź ze sobą nóż, łopatę, topór albo siekierę, bochenek chleba i krzesiwo, i czekaj co dalej będzie.

Król Niemnir to zrobił. A kiedy stanął w łódce, staw zaczął się wydłużać i on płynął i płynął łódką i nic nie widział tylko samą wodę. Wreszce zasnął, a kiedy się zbudził, ujrzał się na samotnej i urwistej wyspie, gdzie ani jednego człowieka nie było. Zrazu go to ciekawiło i zaczął obchodzić ten ostrów, który miał dużo osobliwości: drzewa, bagna, góry i doliny, a żadnej chaty, żadnych ludzi, a nawet istot żyjących, prócz paru przelatujących ptaków.

Byłby chodził jeszcze dłużej, gdyby nie głód, co mu się rychło odezwał. Zjadł bochenek chleba, ale żołądek domagał się więcej, tak że król był zniewolony oglądnąć się za posiłkiem. Nic jadalnego nie ujrzał, tylko jagody i drobne orzeszki na drzewach, po które musiał się wspinać, a to mu zabierało dużo czasu.

Ale nadto nie miał gdzie się schronić w nocy ani podczas ulewy deszczowej, która wnet go trapić zaczęła. Jedną i drugą noc przetrzymał, ale potem zabrał się do lepienia sobie z gliny jakiejś chaty, a w kominku przy pomocy krzesiwa rozpalił sobie ogień. Zajęło mu to wiele czasu i kosztowało wiele trudu, ale nie było innej rady, a przy tym nie doznał żadnej nudy. Sporządził wędkę na ryby, wypalił sobie garnki do gotowania, dzban do przynoszenia wody. Niespodziewanie napotkał małe koźlątko, za którym, gdy je zabrał, podążyła tegoż matka, którą powoli oswoił. Od niej uzyskał mleko.

Pewnego dnia przyleciały do niego dzikie kury spłoszone przez drapieżnego ptaka. Miał teraz nowy obowiązek, a mianowicie postarać się o zapasy dla siebie i oswojonych zwierząt i ptaków. Nie wiedział jeszcze jaka będzie na tej wyspie zima, wszakże z nią liczyć się było trzeba.
W jakimś zakątku wyspy znalazł rośliny podobne do jarzyn mu znanych, jakby tam już przed nim ktoś mieszkał i zasiał je, a nie pielęgnowane rosły nadal dziko. Zaczął je zbierać i gromadzić w jednej z jam, na użytek codzienny i na zapas zimowy.
Przy tej pracy podarły się jego królewskie szaty. Trzeba było je naprawiać. Musiał też pomyśleć o nowych butach - wyplótł je sobie z łyka drzew.

Teraz był zajęty pracą od świtu do nocy, ani chwili wypoczynku nie miał. Tyle, że czasem sobie coś zanucił, albo obmyśliwał nowe plany. Miał pod dostatkiem jedzenia i wody, był zdrów i nigdy nie popadał w melancholię, aż sam się sobie dziwił.

Stracił zupełnie rachubę czasu i nie pamiętał nawet, jak długo już przebywał na wyspie. Aż pewnego dnia pojawiła się znowu Rajka i zapytała, czy czuje się już uleczony. Jeśli tak, to może wrócić do swojego kraju. Ale Niemnir ani o tym myślał.

- Po co? - odpowiedział. - Ja się tu czuję lepiej aniżeli tam, na tronie, wobec nudów i w otoczeniu błazeńskich dworaków.
- Ale obowiązek cie woła. Twój zacny minister Poczciwota umarł, a jego nastepcy, każdy na swoją korzyść naród wyzyskuje i dręczy, bo nie ma statecznej władzy. I to coś ty przedtem z ciężkim trudem dokonał znowu pójdzie na marne.
- Ale jak ja tu stąd odejdę, pójdzie w rozsypkę to, cożem tu zbudował - wtrącił Niemnir, co się już tak wżył w swoją gospodarkę.
- To już znak, że jesteś naprawdę wyleczony, skoro tak mówisz, ale nie martw się, już tu się kto inny znajdzie.

Wsiadł więc król do łodzi i znowu płynął, płynął po niezmierzonych wodach. Aż pewnego dnia wylądował na rzece w pobliżu wielkiego miasta. Nad brzegiem rzeki zobaczył bladą niewiastę otoczoną gronem służebnic. Służebnice obsługiwały ją, wargi, lica i paznokcie malowały na czerwono, brwi na czarno, jak to próżne i próżniacze damusie czynią, nie znające żadnej produktywnej pracy. I wszelkie inne posługi czyniły, tak że ich pani się sama ruszyć nie potrzebowała. A pomimo to jakoś z bolesnym westchnieniem zawołała:

- Och, jakie to życie jest nudne! Wcale żyć nie warto!
- Hej! - odkrzyknął osobliwy żeglarz który to usłyszał. - Na te nudy jest tania rada. Niech no pani wsiądzie na ten statek.

A skoro to uczyniła, statek odpłynął z nią na ową tajemniczą wyspę. Król oświadczył jej:
- Skoro moje gospodarstwo utrzymywać będziesz w dobrym stanie, to bedziesz wyleczona z nudów.

A potem odpłynął do swego państwa i zaczął znowu rządzić dobrze i sprawiedliwie. A że poznał, iż ciągła praca jest najlepszym środkiem na nudy, nie próżnował nigdy i nie marnował czasu na próżne bale i rozrywki, lecz jeśli czuł potrzebę odmiany, wtedy zabierał się do jakiejś gospodarki.

Po pewnym czasie zjawiła się u niego znowu dziwożona Rajka i powiedziała mu, że może pojechać po ową dzierlatkę, bo już się wykurowała. Zastał ją zdrową i rumianą, choć przyznała się, początkowo go przeklinała, że ją do tej wyspy zwabił, bo wcale sobie rady dać nie umiała. Na szczęście Rajka czasem stawała jej do pomocy. Przy końcu atoli takie ruchliwe życie całkiem jej się podobało.

Zabrał ją wtedy ze sobą i z nią się ożenił. Podobno żyli szczęśliwie, bo mieli mało czasu, żeby myśleć o sobie.

Gdy potem królowi ludzie się na ciągłą pracę i trudy uskarżali, gdy mówili ze życie to tylko myśl o śmierci i kłopoty codzienne, odpowiadał:
- Cieszcie się, że macie pracę i swój trud, bo inaczej byście ogłupieli.

A niektórych głośniej narzekających wysyłał na tę wyspę.

Franciszek Sędzicki: "Baśnie kaszubskie"
Wyd. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział Miejski w Gdańsku, 1979 rok.
Rysunek: Artur Jamróz

powrót